EXTRAGRODZISKNews

Nadzieja umiera ostatnia. Tomka pobili, a rodzina od dwóch lat walczy, by wrócił do zdrowia5 min na czytanie

0

– Pożegnaliśmy się. Obiecałam, że na drugi dzień przyjdę. Ale w niedzielę nie odbierał już telefonu – wspomina chwile sprzed dwóch lat Monika Guzek. Wyraźnie pamięta, kiedy lekarz krzyknął: na OIOM! – Wtedy z oczu Tomka popłynęły łzy… – opowiada. 

45-letni Tomek Guzek od dwóch lat nie wychodzi z domu. A jeżeli już, to do lekarzy. Choć nikt do końca nie wie, czy wizyty u psychiatrów coś dają. Bo po 10 minutach o nich zapomina. Nie pamięta też imion swoich córek, nie kojarzy dalszej rodziny, a żonę nazywa mamą. Swojej nie widział od dwóch lat. Ta zresztą nie przyjeżdża, bo nie może znieść cierpienia syna, a tylko on jej pozostał. Przed dwoma laty straciła młodszego. Ale Tomek i tak nie pamięta. Dziś jego świat to telewizor i bajki. Najbardziej lubi Shreka. Wtedy nawet się śmieje. – To dobrze, bo zaraz po tym, jak przywiozłam go ze szpitala, często wpadał w szał. To było nie do zniesienia.. A dziś? Jest lepiej. Ostatnio nawet sam otworzył lodówkę – opowiada żona, Monika Guzek. 

Tomek lubił życie. Pożartować, pośmiać się. Cieszył się też z córek. Z jedną nawet na papierosa potrafił wyjść. – O rodzinę dbał – podkreśla żona. Chwali Tomka, że i przy domu coś zrobił, i w środku wyremontował. – Takie proste rzeczy, ale sprawiało mu to frajdę – wspomina Monika Guzek. Pamięta do dziś, jak się poznali i kiedy decydowali o wspólnym życiu. – Długo myśleliśmy, gdzie zamieszkać, ale w końcu stanęło, że w domu po dziadkach. I zaczęliśmy wtedy remonty, żeby to jakoś wyglądało. Chcieliśmy dobrze, wzięliśmy kilka kredytów. Jak każdy, bo kto kredytów nie bierze? – pyta pani Monika. – Ale kto wtedy przypuszczał, że tak to się skończy? – dodaje. 

To była sobota, 28 września przed dwoma laty. Tomek wrócił z pracy. Coś zjadł i zajął się gośćmi, bo przyjechały siostra i siostrzenica z synkiem. – Gdzieś koło siódmej rzucił, że pójdzie po chleb – wspomina żona. – I poszedł… – zawiesza głos, bo to, co działo się potem, zostanie w jej głowie na zawsze. – Rozległ się dzwonek do drzwi. Nie reagowaliśmy, bo Tomek często takie żarty robił. Ale potem drugi, trzeci… . Zobaczyłam w drzwiach sąsiada, który zdążył tylko powiedzieć, że Tomka pod Żabką pobili. Wybiegłam jak stałam, w klapkach… – opowiada pani Monika. Przyznaje, że gdy zobaczyła męża, był poobijany, ale kontaktował. – Wstał i usiadł na skrzyni. Był co prawda oszołomiony, ale mówił logicznie – mówi żona. Pamięta, że nawet na policji powiedział, kto go pobił. Opowiedział, jak doszło do bójki. Tłumaczył, że trzech karków już w Żabce go zaczepiało, bo zwrócił uwagę, by nie wpychali się w kolejkę. A gdy wyszedł ze sklepu, dobrali się do niego. Najpierw bili w twarz, potem kopali. Tomek upadł, uderzył głową o chodnik. 

Kiedy zabrała go karetka, do szpitala pojechała też żona i córki. – Rozmawiał z nami, jeszcze żartowaliśmy. W końcu się jednak pożegnaliśmy. Obiecałam, że na drugi dzień przyjdę. Ale on w niedzielę już nie odbierał telefonu – wspomina Monika Guzek. Pamięta, że kiedy przyszła, spał. – Wydało mi się to dziwne, bo była piętnasta. Wtedy lekarz wziął mnie na bok i powiedział, że Tomek miał 17 ataków padaczki w nocy. Był przekonany, że mój mąż to pijak! – oburza się pani Monika. Kiedy powiedziała lekarzowi, że Tomek nie ma problemów z alkoholem, szybko do niego podbiegł, podniósł powieki i krzyknął: Na OIOM! – Nigdy tego nie zapomnę. Kiedy jechaliśmy windą z Tomkiem na łóżku z jego oczu popłynęły łzy. Potem się dowiedziałam, że kiedy go ratowali, musieli użyć elektrowstrząsów, bo serce nie wytrzymało. Może wtedy doszło do niedotlenienia i zmian w mózgu? – zastanawia się pani Monika. Nie rozumie, dlaczego Tomek tak późno trafił na intensywną terapię a lekarze wzięli go za alkoholika. – Może mogło być inaczej? – pyta. 

Sprawców pobicia zatrzymano następnego dnia. Ale dwóch szybko wypuszczono. Tylko jeden trafił do aresztu. Rozpoczęły się przesłuchania, ruszyło śledztwo. W ocenie rodziny Tomka – prowadzone po łebkach. Prokuratura najpierw wnioskowała o siedem lat więzienia, potem stwierdziła, że wystarczą trzy i sześć miesięcy. – Trudno pojąć, dlaczego tak się stało. Trudno też zrozumieć, dlaczego nie oskarżono tych, którzy stali i przyglądali się jak biją Tomka – mówi Monika Guzek. Nie wie również, czemu dwaj pozostali oprawcy uniknęli kary. – Dziś są na wolności, a to przez nich mój mąż został kaleką – przyznaje żona, a wtóruje jej córka. – Wywrócili nasze życie do góry nogami i nikt z nich nie zainteresował się nawet, czy potrzebna nam pomoc – dodaje. Bo potrzeby są ogromne. I choć wsparcie płynie z ośrodka pomocy, a rodzina przed rokiem dostała Szlachetną Paczkę, to trudno z niewielkiej renty Tomka pokryć koszty lekarzy czy choćby jedzenia, opatrunków i wszystkiego, co związane z opieką nad 45-latkiem. 

Tomek dostaje skromną rentę, a rodzina, przy pomocy prawnika stara się o większą. – I tak dobrze, że cokolwiek dostaje, bo na początku nic nie było. A ja musiałam zrezygnować z pracy, bo Tomek nie może być sam – tłumaczy żona. Od prawie dwóch lat bez przerwy jest z mężem. Pilnuje go nawet w nocy, bo zdarzało się, że próbował uciec. – Mama jest zmęczona, to widać. Jest w patowej sytuacji, bo tata nie chce z kimś innym zostawać. Denerwuje się – dodaje córka. A pani Monika przyznaje, że wciąż ma nadzieję, że stan Tomka się poprawi, choć lekarze nie mają złudzeń. – Będzie coraz gorzej – mówią. – Bez względu na to żyję nadzieją, że będzie lepiej. Że będzie jak dawniej… – mówi Monika Guzek. 

ŁR

Co jest potrzebne? 

Rodzinie potrzeba przede wszystkim środków czystości, balsamów i kremów dla pana Tomka, ale i żywności. Przydałaby się również pralka. Chcesz pomóc? Zadzwoń: tel. 666 057 314

Podziel się informacją ...

Zobacz inne

Więcej w EXTRA