W drodze był od sześciu dni, gdy w niedzielę (24.10.) dotarł do Wolsztyna. Wszedł do baru, gdzie postanowił obejrzeć mecz. – Poznałem tam bardzo miłego wolsztynianina, który zaprosił mnie na noc – mówi Piotr Kuszyński, mieszkaniec Inowrocława, który realizuje swoje marzenia. Dziennie pokonuje ok. 50 kilometrów. Z Wolsztyna zapamięta jezioro i piękny park. – Zwracam uwagę na przyrodę, nie na zabytki. I ludzie u was byli bardzo mili – mówi 30-latek.
– Nigdy nie wiem, gdzie dojadę kolejnego dnia, ani gdzie spędzę noc. Wszystko robię spontanicznie – mówi pan Piotr. Początkowo do Kolumbii miał polecieć z Warszawy, ale gdy okazało się, że nie ma jednego połączenia i musiałby się przesiadać, zmienił plany. – Stwierdziłem, że wygodniej będzie dojechać na hulajnodze, do miejsca skąd można bezpośrednio polecieć do Kolumbii. Padło na Mediolan – wyjaśnia podróżnik. Pokonywane kilometry liczy od góry. – Zostało mi 9 tys. 625. Pewnie jak zrobię 10 tys., to wezmę hulajnogę pod pachę, żeby nie zrobić więcej – śmieje się pan Piotr. Jego pojazd wygląda jak rower bez siodełka i pedałów. Bagaż ma w dwóch sakwach, waży około 40 kilogramów. W tym m.in. namiot, kalimata i śpiwór. Po drodze chce jeszcze zaliczyć sto boksów crossfitowych, czyli siłowni – ich wykaz można znaleźć w internecie. – Dziennie chcę wykonać minimum jeden trening – mówi pan Piotr, który latem wróci do Polski i będzie pracował na Helu. – Chce tam zrobić dziesięć triathlonów z hulajnogą. Raz w tygodniu planuje pokonać 1,5 km wpław, 40 kilometrów na hulajnodze i 10 kilometrów biegiem. Chyba jeszcze nikt tak tego nie robił – śmieje się pan Piotr i widać, że zawziętości mu nie brakuje.
Dla większości ludzi, którzy chodzą codziennie do pracy na osiem godzin i spłacają kredyt na dom, styl życia pana Piotra może być niezrozumiały. – Postawiłem w życiu na jeżdżenie. Nie zależy mi na rzeczach materialnych – mówi inowrocławianin. Skończył studia z turystyki i kilka miesięcy w roku pracuje. Ma wtedy zapewnione lokum i wyżywienie, a wszystko co zarobi oszczędza na wycieczki. Początkowo jeździł na rowerze, ale miał problem z kręgosłupem. Fizjoterapeuta doradził, że spędzanie całych dni w pozycji siedzącej nie będzie dla niego dobre. – Przeraziło mnie to. Dałem w internecie ogłoszenie, że szukam roweru bez pedałów. Po trzech miesiącach zadzwonił Francuz i łamaną polszczyzną powiedział, że ma coś dla mnie – wspomina pan Piotr. Tak zaprzyjaźnił się z hulajnogą. Obecnie podróżuje na swoim trzecim wehikule.
Na pierwszy duży wyjazd pojechał do Filipin, a potem na Alaskę i do Kanady. – Jak wysiadłem na lotnisku w Kanadzie, to nie miałem żadnej bluzki z długim rękawem. Jechałem prosto z Filipin. Zwinąłem z samolotu trzy koce, którymi się okrywałem. Oczywiście podróżowałem na hulajnodze i spałem w namiocie. Gdy dostałem w końcu ciepłe i wygodne ubranie przestało mnie to kręcić i wróciłem na Filipiny – mówi pan Piotr i przyznaje, że to jest właśnie jego miejsce na ziemi. – Musiałem wrócić do Polski przez Covid. Gdyby nie pandemia na pewno bym tam był. Niestety na Filipinach nadal jest dużo zakażeń i jeszcze długo będą, jeśli nie mam tam żony albo dzieci, a ja nie mam, nie mogę tam na razie mieszkać – mówi pan Piotr.
JP