EXTRANews

Urodziny obchodzę trzy razy w roku, czyli Roman Błażejczak o tym, jak się żyje po przeszczepach serca7 min na czytanie

0

Na 19 września zaplanowano w Rakoniewicach Sztafetę Trzech Serc, by promować transplantologię. W gminie mieszka tymczasem Roman Błażejczak, pierwszy pacjent w Polsce po retransplantacji, czyli kolejnym przeszczepie serca. 

Jak to się stało, że w wieku 27 lat przeszczepiono panu serce?

Zaczęło się grypy, której porządnie nie odchorowałem. Byłem młody, zabiegany, w trakcie rozkręcania własnej działalności. Czekałem na narodziny syna i nie miałem czasu zastanawiać się na tym, jak się czuję. W trakcie kilku miesięcy mój stan zdrowia systematycznie się pogarszał. Ja, który do tej pory kolekcjonowałem puchary i medale za osiągnięcia sportowe, nie mogłem swobodnie oddychać i strasznie się męczyłem. Wirusowe zapalenie mięśnia sercowego spowodowało kardiomeopatię rozstrzeniową, której skutkiem stała się niewydolność serca. Serce pompowało coraz mniejszą ilość krwi i mogło to doprowadzić do szybkiego zgonu. Zapadła decyzja o przeszczepie. Byłem w ciężkim stanie, a żonie powiedziano nawet, że jeżeli nie znajdzie się serce w ciągu tygodnia, to umrę.

To było 24 marca 1992 roku, a operacja odbyła się w Zabrzu. Jak to pan wspomina?

Z Poznania do Zabrza zostałem przetransportowany samolotem i tam w Śląskim Centrum Chorób Serca wpisano mnie na listę osób pilnie oczekujących na serce. W poznańskim szpitalu nie wykonywano jeszcze wtedy przeszczepów serca. W Zabrzu kwalifikację przeprowadził sam profesor Religa. Po kilku dniach okazało się, że jest dla mnie serce. Sam proces kwalifikacji jest skomplikowany. Bada się różne parametry i tym samym ocenia szanse, czy pacjent może przejść operację. Skomplikowany zabieg przeprowadził docent Marian Zembala, ordynator oddziału transplantacyjnego w ŚCCS, doskonały chirurg i wspaniały człowiek. Operacja przebiegła pomyślnie. Przeżyłem jednak bardzo trudne chwile, bo ważyło się powodzenie operacji i dopiero przeżycie nocy dawało szansę, że będę żył. W Śląskim Centrum Chorób Serca spędziłem trzy miesiące zanim doszedłem do aktywności i ustabilizowania się poziomu leków we krwi.

Po 24 latach nastąpił zawał i pojawiły się problemy z przeszczepionym sercem. Jak wyglądało drugie podejście do transplantacji?

24 lata życia z przeszczepionym sercem to był bardzo dobry wynik, bo średnia przeżywalność z przeszczepionym sercem wynosi 10-12 lat. Niestety przyszedł zawał i pojawiły się trudności z oddychaniem i chodzeniem. Ogólnie było ze mną coraz gorzej. To takie uczucie, jakbyś umierał za życia. Trafiłem ponownie do szpitala Przemienienia Pańskiego przy ulicy Długiej w Poznaniu i tak jak 25 lat wcześniej zostałem przewieziony do Zabrza, gdzie oceny mojego stanu dokonywał prof. Marian Zembala – lekarz, który wykonał przed laty pierwszy przeszczep. To on zakwalifikował mnie do ponownej transplantacji, która była właściwie retransplantacją. 

Nikt przed panem w Polsce nie przeżył takiego powtórnego przeszczepu serca. To była historyczna operacja.

Tak, siedem lat wcześniej były trzy takie próby, niestety nie udały się. To była przełomowa operacja, jestem pierwszym pacjentem w Polsce, który przeżył retransplantację serca. Dokonał jej wspaniały specjalista o nazwisku Zembala, tym razem był to docent Michał Zembala, syn profesora Mariana Zembali, czyli znowu byłem w dobrych rękach. Myślałem z optymizmem o operacji. Wiedziałem, że jest to dla mnie jedyne wyjście. Miałem dużo wiary w jej powodzenie. Pamiętałem, jakie to uczucie obudzić się z nowym, sprawnym sercem, które pozwala swobodnie oddychać pełną piersią. Jednak musiałem na operację poczekać w szpitalu aż siedem miesięcy, bo tyle trwało oczekiwanie na nowy narząd. Ale ogromną nagrodą był fakt, że tym razem rekonwalescencja trwała znacznie krócej, bo tylko dwa miesiące. W wieku 53 lat otrzymałem kolejny dar życia, trzecie serce, które służy mi wspaniale.

Czy w Polsce żyją inne osoby z trzecim sercem?

Tak. Jest już nas pięcioro, co mnie bardzo cieszy. W Polsce wykonuje się coraz więcej przeszczepów serca. Nie tylko w Zabrzu, gdzie przeprowadza się ich około stu rocznie, ale też w innych specjalistycznych ośrodkach, gdzie ta liczba rośnie. 

Jak żyje się po przeszczepie, co można, a czego nie należy robić?

Na początku musiałem uczyć się chodzić i co dwa tygodnie miałem biopsję serca, by sprawdzić, czy nie ma odrzutu. Cały czas muszę przyjmować leki, które chronią mnie przed odrzucaniem przeszczepionego narządu. Oczywiście muszę uważać na infekcje i dbać o siebie. Muszę regularnie, co trzy miesiące, kontrolować stan zdrowia u specjalistów i stosować się do zasad, a także obserwować czujnie swój organizm. To nie jest jednak tak, że tylko siedzę w fotelu. Oboje z żoną uwielbiamy sport i lubimy się ruszać. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Cieszę się życiem, spaceruję, jeżdżę na rowerze i po prostu żyję.

Jak rodzina wspierała pana w tej walce o życie?

Rodzina jest ze mną zawsze i stoi za mną zawsze murem. Żona Hanna musiała wykazać się ogromną siłą, gdy sama z małym dzieckiem czekała w domu na wieści ze Śląskiego Centrum. Robiła synowi zdjęcia, bym widział, jak mały zmieniał się w ciągu siedmiu miesięcy. Nie było wtedy internetu czy telefonów komórkowych. Przy drugim przeszczepie syn był już dorosły. To doświadczenie, które zostało z nami na zawsze. W 2019 roku podczas obchodów Dnia Transplantologa żonie wręczono nominację Ambasadora programu „Tak dla transplantacji”. Wspólnie działamy na rzecz upowszechniania wiedzy na temat przeszczepów.

Na czym polega bycie ambasadorem akcji propagujących transplantologię i zachęcających do deklarowania woli oddania swoich narządów na przeszczepy?

My, ludzie po przeszczepach, jak mówimy żartobliwie o sobie „drużyna składaków”, często się spotykamy na różnych akcjach po to, by porozmawiać i wspierać się, ale wtedy też upowszechniamy wiedzę o przeszczepach i swoim przykładem pokazujemy, że warto pomagać innym. Biorę udział w kampanii „ Drugie życie”. To powstała ponad dziesięć lat temu poznańska akcja propagowania idei transplantologii w szkołach średnich. Podkreślamy potrzebę rozmawiania na temat przeszczepów, o tym, że warto już nawet w młodym wieku pomyśleć o tym, że można komuś w przyszłości uratować życie. Cieszy mnie, że młodzież podchodzi do tego tematu w otwarty sposób. Jestem żywym dowodem na to, że warto pomagać. W ten sposób mogę spłacić swój dług wdzięczności wobec osób, które bez wahania w bolesnej dla nich chwili podjęły trudna decyzję o przekazaniu narządów swoich bliskich do przeszczepu. 

Także w Rakoniewicach 19 września będzie taka akcja, bo przy okazji imprezy Cross Drzymały odbędzie się Sztafeta Trzech Serc.

Akcję wspiera Urząd Miejski w Rakoniewicach i Fundacja Śląskiego Centrum Chorób Serca. Do Rakoniewic przyjadą nasi znajomi z fundacji Śląskiego Centrum Chorób Serca, ludzie po przeszczepach. Odwiedzi nas profesor Marian Zembala, dyrektor Centrum i mój pierwszy chirurg. Już dziś jako koordynator spotkania w Rakoniewicach pragnę zaprosić wszystkich z całej gminy i nie tylko na spotkanie z lekarzami transplantologami i ludźmi po przeszczepach. Profesor Zembala zaprosił mnie na prezentację dla studentów, by uświadomić im naocznie, jak to wspaniale zadziałało. W moim przypadku jest to o tyle wyjątkowe, że mam trzecie serce. Gdy zobaczy się takiego człowieka, zaczyna się wierzyć w sens transplantologii, a nawet widzi się w niej wielką szansę dla ludzkości. W Rakoniewicach 19 września przy pałacu w parku od godz.14 będziemy opowiadać o życiu po przeszczepie serca. Wystartujemy w sztafecie nordic walking i będziemy rozdawać oświadczenia woli, które warto mieć przy sobie, by w razie konieczności lekarze mogli dzięki naszym organom uratować komuś życie. Ja spotykając się z ludźmi i pokazując mój przypadek i moje życie dziękuje każdego dnia za ten piękny dar życia, który dostałem od innych. 

Dziękuję za rozmowę

Agnieszka Słomska

Podziel się informacją ...

Zobacz inne

Więcej w EXTRA