Wojtuś Kubaczyk urodził się bez lewej komory serca. W ciągu zaledwie czterech lat życia wiele przeszedł. Niestety, choroba nie odpuszcza. Zgodnie z planem chłopiec w piątek (22.01.) pojechał na badania do szpitala w Łodzi. Dzisiaj (27.01.) razem z mamą opuszczają lecznice.
Ostatnio lekarze zostawili w serduszku chłopca małą dziurkę, która odprowadza nadmiar krwi do aorty. Trzeba ją zamknąć, bo chłopiec ma bardzo niskie natlenienie krwi. A to powoduję zniszczenie wątroby. Problem w tym, że po poprzednich operacjach ma zniszczone pęcherzyki płucne. A to z kolei powoduje za wysokie ciśnienie płucne. Właśnie na to potrzebny jest lek, który nie jest refundowany przez NFZ. Koszt miesięcznej kuracji to ok. 30 tys. zł.
W sobotę (23.01.) mama chłopca, jak i sam Wojtuś, przeszli testy na koronawirusa. Wyniki były negatywne i w sobotę chłopiec został przyjęty na oddział. Przeprowadzono badania, m. in. tomografię. – Na razie wracamy do domu, czekamy na wyniki i opinię lekarzy. Mamy jeszcze dodatkowy czas na uzbieranie potrzebnej sumy. Termin kolejnej wizyty poznamy później – mówi Dariusz Kubaczyk, tata chłopca. Trwa przygotowanie specjalnej wstawki do serduszka na drukarce 3D, z pomocą której lekarze zamkną dziurkę w sercu Wojtusia.
Do tej pory, z różnych źródeł, rodzice uzbierali ok. 12 tys. zł. Już dwa razy opróżniali trzy serduszka w Wolsztynie, które stoją przy ul. Wodnej, Słowackiego i Komorowskiej. Raz wyjmowali też nakrętki z serduszka przy remizie strażackiej w Świętnie, które niedawno dołączyło do naszej akcji Nakręcone Serce Pomocy. Do tych czterech miejscach nadal można dostarczać nakrętki dla Wojtusia.
JP
Na zdjęciu Wojtuś Kubaczyk w szpitalu w Łodzi.
Foto: Archiwum Rodzinne.