Siłownie są zamknięte od października ubiegłego roku. Przedstawiciele Polskiej Federacji Fitness w obawie przed bankructwem chcą jednak otworzyć siłownie. Ale przedsiębiorcy w naszym regionie sceptycznie podchodzą do tego pomysłu.
Mirosław Reśliński, który prowadzi rodzinny biznes w Grodzisku Wielkopolskim, w tym Behapowiec Gym, Hotel Reśliński oraz placówkę szkoleniową, przyznaje, że nie otworzy siłowni. – Pozbawiłoby to nas jakiejkolwiek pomocy – mówi. Wyjaśnia, że chodzi o zapowiadane wsparcie w ramach tarczy 2.0. Przedsiębiorcy mają otrzymać 70 proc. kosztów utrzymania. – Obecnie policjanci przejeżdżają pod siedzibę firmy dwa razy dziennie i sprawdzają, czy nie łamiemy prawa. Prowadzimy tylko catering, żeby pracownicy nie wyszli z wprawy – wyjaśnia właściciel przedsiębiorstwa.
P.W. Behapowiec otrzymał do tej pory 280 tys. zł z Polskiego Fundusz Rozwoju. Po roku od otrzymania pieniędzy firma będzie musiała zwrócić jedną czwartą tej kwoty. Oprócz tego dostała także bezzwrotną pożyczkę w wysokości 5 tys. zł i świadczenie postojowe. To jednak kropla w morzu potrzeb, bo miesięczne utrzymanie firmy kosztuje 250 tys. zł. Dlatego właściciel był zmuszony sprzedać dom, by nie zwalniać żadnego pracownika. – Straty idą w setki tysięcy złotych – przyznaje Mirosław Reśliński.
Otwarcie rozważała też właścicielka Fala Park w Wolsztynie. Jednak ze względu na ryzyko braku uzyskania pomocy nie zdecyduje się na taki krok. Nieoficjalnie mówi się, że rząd ma jutro wycofać się z obostrzeń, a 1 lutego otworzyć galerie. A siłownie? O tym mowy nie ma.
JP
Foto: Ilustracyjne.